poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 8

Tak, wiemy. Prawie rok. Ale za to naprawdę ciężki rok. I wiemy też, że poziom drastycznie spada. Zrobimy coś z tym.




W tym momencie Basia czuła niebywale wielką wdzięczność - dzięki tatusiowi który zabierał ją i mamę na weekendowe wypady na koszary, wiedziała jak ma się poruszać nie będąc zauważona przez wroga- a w tym wypadku przez mroczny zastęp Natasza. Początkowo zastanawiała sie czy aby na pewno przyczepienie parunastu liści, i innych elementów runa leśnego do ubrania zapewni jej skuteczny kamuflaż- tatuś uczył ją że dla pewności powinna się wysmarować zwierzęcymi odchodami aby dodatkowo zamaskować woń- ale zrezygnowała z tego posunięcia, ponieważ w okolicy w której się znajdowała, woń stęchlizny i niezidentyfikowanych składników ekosystemu rzecznego unoszącego się w jej zawiesinie wystarczająco raniła nos, unieszkodliwiając zmysł wonienia, nawet u tak znakomitych tropicieli jak komisarz Alex.
Szła za nimi już dobre pół godziny. Początkowo podążali przez miasto, zatrzymując  się przy sklepach monopolowych, szukając takiego, w którym nieposiadanie kawałka plastiku poświadczającego osiągnięcie 18 lvl, nie stanowiło przeszkody w zawarciu umowy na kupno trunku alkoholowego.  Po znalezieniu takowego, Natasz i jego dwaj towarzysze skierowali się w boczne przejścia, które doprowadziły ich wreszcie do zdziczałego i opustoszonego szlaku,  prowadzącego do najstarszej i najbardziej zaniedbanej części cmentarza Zadupia Dolnośląskiego.
O ile śledzenie tej mrocznej trójki nie dostarczało zbyt wielu trudności na zaludnionych ulicach miasta, to podążanie za nimi po zdziczałych ścieżynkach na obrzeżach zaśmieconego lasu ( tudzież bądź zarośniętego wysypiska śmieci),  było dość problematyczne. Mimo, że wokół panowała dość upiorna gęstwina, Basia nie miała wiele możliwości znalezienia kryjówki, wobec grząskiego i śliskiego brzegu rzeczki po jednej stronie, a ciemnych zarośli, pełnych ostrych i dość niebezpiecznych wspomnień sprzętów domowych i samochodów, urozmaicających ekosystem najniższego poziomu lasu po drugiej. Jednak prawdziwe trudności zaczęły się w miarę zbliżania do cmentarza. Drzewa rosły coraz rzadziej i zrobiło się widno. Bez trudu można było już spostrzec zrujnowane ogrodzenie otaczające teren cmentarza, a także dość spektakularną dziurę która się w nim znajdowała. Co oznaczało, że i ją samą będzie można łatwiej teraz zobaczyć.
Jedynym sposobem na uniknięcie wykrycia obecności w aktualnych warunkach było zwiększenie odległości. W sumie, ani Natasz, ani bliźniacy nie odezwali sie słowem przez cały czas wędrówki, więc istniało wystarczająco małe prawdopodobieństwo, że przez ten ostatni odcinek drogi Basi umknie jakaś istotna rozmowa, dzięki czemu bez wyrzutów sumienia mogła się lekko oddalić.
Schylona za jednym z nielicznych drzew na skraju lasu, cierpliwie poczekała aż mroczna, iście metalowa aura zniknie za otworem w ogrodzeniu, po czym, nadal pochylona przebiegła dystans dzielący ją od dziury. Gdy upewniła się, że czarna trójca oddaliła się już dostatecznie, sama ostrożnie przeszła przez otwór, otoczony niepokojąco powyginanymi, zardzewiałymi prętami.
Czając się już po drugiej stronie, zdała sobie sprawy ze swojego położenia. Miała jakotakie pojęcie o tym gdzie się znajduje, ale dopiero teraz zaczęła się zastanawiać co potem. Jak zamierza wrócić z przez las gdy zrobi sie całkiem ciemno? Czy na pewno nie zabłądzi? Co z rodzicami?
Jej główka pozwoliła sobie na stworzenie wielu projekcji w których to spotyka psychopatę z siekierą, czy wampira, który nie do końca błyszczy...
Z rozmyślań wyrwał ją dopiero dość odległy dźwięk skrzypiących drzwi. Porzucając wszelkie obawy, wstała próbując zlokalizować źródło nieprzyjemnego odgłosu. Niemal zapomniała po co tu jest. Postanowiła, że nie będzie wybiegać w przyszłość i pozna kryjówkę Natasza, nie ważne jaką cenę przyjdzie jej zapłacić.
Zdeterminowana, ruszyła w stronę starej stróżówki, do której prawdopodobnie weszli jej ukochany i bliźniacy.   
Ostrożnie stąpając pomiędzy popękanymi, zarośniętymi lub całkiem powalonymi nagrobkami, doszła pod sfatygowaną ścianę małego budynku. Zajrzała ukradkiem przez niewielki otwór, który kiedyś mógł być okienkiem, o czym zresztą świadczyły resztki stłuczonej szyby. Zdecydowanie była w dobrym miejscu. Rozpoznała sylwetkę Natasza oraz porozwalane po całym pomieszczeniu części instrumentów.
Basia skulona, oparła się o ścianę stróżówki. Uśmiechnięta od ucha do ucha, z trudem powstrzymywała się od dania upustu swoim emocjom. Czuła że jest coraz bliżej, mogła tu siedzieć cały czas. Mimo, że On nie miał pojęcia że tu jest, Basia już się czuła jak część Jego paczki. Wystarczało, że jest blisko, a ona czuła się tak lekko, że motylki, które świdrowały w jej brzuchu, mogłyby bez problemu unieść ją pod samo niebo...
Z tego beztroskiego stanu euforii, wyrwał ją dźwięk ostrego riffu wydobywającego się z szatańskiego urządzenia, jakim był telefon. W stanie bliskim zawałowi, drżącymi rękoma, szybko wyjęła telefon z kieszeni, po czym zdała sobie sprawę że dźwięk dobiega z pomieszczenia. To był telefon Natasza.
Basia licząc że to nie była melodia obwieszczająca przyjście wiadomości tekstowej, przysunęła się bliżej okna. Wstrzymując powietrze, wytężyła słuch aby wyłapać choć skrawki rozmowy Natasza.
Po chwili jednak, nie słyszała już nic, oprócz ogłuszającego i jakby spowolnionego bicia serca. Powoli zsunęła się na ziemię, opierając się plecami o ścianę budynku. Rozmowa się skończyła. Wiedziała to, bo jakby z oddali doszło do niej trzaśnięcie drzwiami i gwałtowne oraz szybkie kroki całej trójki.
Dlaczego o tym nie pomyślała wcześniej? Dlaczego nie wzięła tego pod uwagę? Dlaczego nie zastanowiła się nad możliwością, że Natasz ma dziewczynę?
Ewa, Ewa... Co za Ewa?
Słyszała zmartwienie w głosie Natasza... O kogo by się tak martwił, jeśli nie o ukochaną? Z czyjego powodu zostawiłby wszystko i wyszedłby tak szybko?
Basia próbowała się pocieszać... Może to jakieś zwierzątko? No bo niby dlaczego dziewczyna kogoś takiego jak Natasz miałaby uciekać? Nie, to musi być pies albo może kot, który uciekł... Ale co z tym listem? Na pewno słyszała coś o liście. Kot nie zostawiłby listu...
Basi kręciło się w głowie, a oczy robiły się mokre... Obiecała, że nie będzie płakać, że będzie twarda... Wstała i ruszyła w ślad za Nataszem i bliźniakami.
Jeśli Natasz ma dziewczynę to musi zobaczyć to na własne oczy. Musi mieć pewność...

***
- Siadaj, siadaj – Lucek pospiesznie zrzucił z kanapy torbę, kilka puszek, zabłąkaną książkę i dwa kilo ziemi ogrodowej, robiąc miejsce. – Chcesz coś do picia? Jeszcze jest wódka… Darek, cwelu, przydaj się do czegoś, polej nam. Więc nie bardzo masz gdzie pójść, tak? Dobra, to jak chcesz, to możesz tu zostać na jakiś czas…
Ruda punkówa zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi na krzątającego się wokół niej Lucjana. Ani na nic innego, dla ścisłości. Odkąd została zaprowadzona do jego mieszkania, nie odezwała się słowem, tylko nieznacznie okazując jakiekolwiek funkcje życiowe, w dużej mierze sprowadzające się do wydmuchiwania dymu ze skręta. Wcześniej zresztą też nie była zbyt rozmowna, więc w tej kwestii niewiele się zmieniło. Posłusznie usiadła na kanapie i zaczęła z uporem maniaka wpatrywać się w jakiś punkt na ścianie. A przynajmniej tak to mogło wyglądać, bo w rzeczywistości spojrzenie miała nieobecne, by nie rzec – naćpane. Można by mieć poważne wątpliwości, czy jest w stanie rejestrować rzeczywistość, w jakimkolwiek stopniu. Gdyby, oczywiście, ktokolwiek zwracał na takie szczegóły uwagę. Zresztą, jeśliby przyglądać się jej wystarczająco długo żeby dojść do podobnych wniosków, można by równie dobrze zacząć się zastanawiać, czy punkówa w ogóle jest żywą istotą, a nie, na przykład niezbyt udanym dziełem wyjątkowo porąbanego artysty zajmującego się tworzeniem figur woskowych.
- Chwila, co? – zreflektował się Darek, który, rzecz jasna, zdążył już dopaść komputer. – Gdzie niby może zostać?
- Odstąpię jej kanapę – oświadczył Lucek po nanosekundzie namysłu.
- A twoje glany?
- Jest jeszcze szafka na buty. Sorry, Darek, będziesz musiał ją opuścić. Zostaje ci wycieraczka. Sam rozumiesz, Kicia…
- Kto?
- Kicia – zdziwił się Lucek, jednak zachował to zdziwienie dla siebie, tradycyjnie nie okazując żadnych emocji. – Tak się nazywa – dodał, wskazując punkówę.
- Skąd ty to niby wiesz? Przecież ona słowem się nie odezwała!
- Przekazała mi to telepatycznie.
- Aha. No fajnie.
- Jak ci coś nie pasuje, to wypierdalaj. Nie trzymam cię tu przecież, cholerny pasożycie.
Darek obrócił się z powrotem do komputera i powrócił do expienia, puszczając ostatnią uwagę mimo uszu. Wycieraczka nie brzmiała źle, zwłaszcza jeśliby mieć na myśli zwykłą standardową wycieraczkę. Wycieraczka Lucka nawet nie istniała. Ale z drugiej strony Dariusz wcale nie musiał spać. Sen jest dla słabych ludzi. A level sam się nie wbije.
Lucek szybko doszedł do wniosku, że jeśli chce się napić jeszcze dzisiaj, to musi sam się pofatygować. Na szczęście butelka wódki stanowiła jedyną zawartość lodówki, więc nie musiał jej długo szukać. Gorzej sprawa się miała ze szkłem. Jeszcze gorzej, z czystym szkłem. Mruczenie pod nosem wiązanki w kierunku zlewu oraz tej cholernej szafki, która znów postanowiła mu przyjebać przerwał mu jednak dzwonek telefonu.
- Czego? – rzucił Lucek, nawet nie patrząc na wyświetlacz. – Że jak? Eee… No ale… - przez chwilę bezskutecznie próbował dojść do słowa. Darek, który przysłuchiwał się rozmowie jednym uchem od razu zorientował się, że rozmówcą najprawdopodobniej jest któryś z rodzicieli Lucjana. – A, to chyba, że tak. No dobra, zara będę – zakończył, po czym powiódł spojrzeniem po swoich lokatorach. – Ewka wzięła i spierdoliła. Idziemy jej szukać. Wy też. To znaczy, ty chuju idziesz, a ty Kicia jak chcesz w sumie. O, chcesz, to fajnie, od razu cię przedstawię. I ten, ojciec obiecał, że nie będzie dziadował na odznakach, więc jest szansa uzupełnić kolekcję. Także do roboty.