Od rozmowy z klonami, Basia przemyślała wiele aspektów
dotyczących jej przemiany. Będąc całkowicie normalną osobą, nie wiedziała za
wiele o tych obcych i odległych istotach, określanych mianem metali. Ich
zwyczaje, preferencje, wierzenia... Wcześniej nie zdawała sobie nawet sprawy z
tego, że istnieje żeńska odmiana metala.
Od razu po
powrocie do domu, nie jedząc nawet swojej dietetycznej porcji obiadu, zamknęła
się w swoim pokoju. Szybko zrzuciła kurteczkę i torebkę na puszystą narzutę
łóżka i usiadła przy biurku aby włączyć komputer.
Czuła mrowienie
na całym ciele, jak przy każdej czynności którą wykonuje z myślą o Nim. Och
Natasz... Miała ochotę podskakiwać i tańczyć, zamiast tego jednak, ściskając
swojego misia Gerwazego, popiskiwała oczekując na uruchomienia komputera.
Odruchowo
chciała wejść na fejsbuka i pudelka, ale opanowała się. Z wyrazem twarzy
właściwym dla skrajnego, nieludzkiego wręcz, poświęcenia, wpisała w
wyszukiwarce hasło METAL.
Po sześciu
godzinach przeglądania stron o muzyce, subkulturach, sektach, chemii
nieorganicznej i internetowych sklepów metalurgicznych wiedziała, co powinna
zrobić. Zdawała sobie sprawę z ogromu poświęceń i wyrzeczeń, ale i szoku jej
bliskich na zmianę jej wizerunku. To nie było łatwe, ale wiedziała że musi być
twarda, jak na każdego tró-metala przystało. Nie ma innej opcji.
Najpierw
zabrała się za ubrania. Otworzyła swoje trzy komody i dwie szafy. Niestety,
wśród góry ubrań, znalazła tylko czarne leginsy i równie czarną sznurówkę -
reszta ciuchów nie nadawała się, głównie z powodu nieodpowiedniego, bo różowego
lub fioletowego, koloru.
Nijak te dwie
rzeczy nie mogły stanowić nawet połowy kreacji.
Załamana,
usiadła na swoim łóżku. Tuląc Gerwazego, zastanawiała się co może zrobić, aby
zdobyć odpowiednie ubrania i nie zbankrutować.
Położyła się na
boku, z twarzą skierowaną w stronę komputera. Zimne światło wydobywające się z
monitora drażniło jej pełne łez oczy. Była gotowa tyle zrobić, tyle poświęcić.
Mają jej przeszkodzić głupie ciuchy?
Basia poczuła
jakiś niepokój jednak zanim udało jej się rozpoznać jego powód, poderwała się z
łóżka. Rozwiązania przyszło tak gwałtownie i nie spodziewanie że nie mogła
zareagować inaczej. Skoczyła do biurka, chwytając szybko swój piórnik i
wysypując całą jego zawartość na puszysty dywanik.
Jest! Znalazła!
Kamień spadł z jej serca.
Zadowolona z
siebie usiadła na dywanie, trzymając w dłoniach trzy czarne długopisy. Jest
genialna! GENIALNA!
Złapała
pierwsze lepsze szmatki i pobiegła do łazienki. Do napełnionej wodą wanny
wycisnęła tusz przeciętych nabojów od długopisów. Przepełniona euforią chwyciła
pastelowo-różową bluzeczkę i z triumfem wrzuciła ją do wody.
Emocje opadły i
poczuła niemalże fizyczne zmęczenie. Oparła się o wannę i powoli zaczęła
wrzucać resztę ubrań.
Aby nie
pofarbować sobie rąk, z kubka stojącego na umywalce wyciągnęła jedną
szczoteczkę do zębów i zaczęła spokojnie mieszać zawartość wanny.
Ta monotonna
czynność pozwoliła jej wrócić myślami do jej mrocznego bóstwa. Z tego stanu
wyrwała się dopiero po dłuższym czasie. Nie wiedziała, ile dokładnie już tak
siedzi, ale mogła zauważyć, że na zewnątrz już się ściemnia.
Zapaliła
światło aby sprawdzić jak się mają jej ubrania. Przy pomocy szczoteczki
wyciągnęła z wody bluzkę. Była szara. Nie takiego efektu się spodziewała.
Widocznie wlała za dużo wody. Zeszła na piętro w poszukiwaniu długopisów.
Znalazła kolejne trzy. Nie będąc pewną czy to jej wystarczy, szukała
alternatywnych rozwiązań. Wzięła tyle rzeczy że z trudem mogła się poruszać.
Wycisnęła tusz
lecz wiedziała że to nie wystarczy. Czekała ją długa noc. Z przyniesionych do
łazienki przedmiotów wybrała tarkę i worek węgla. Postanowiła że przefarbuje te
ubrania choćby miała siedzieć tu całą noc i cały następny dzień.
Zdeterminowana, usiadła na wannie i zaczęła trzeć węgiel.
Musiała być
wytrwała w imię miłości, dla Niego. Dla Natasza...
Płyn w wannie
znacznie pociemniał i zgęstniał. Basia stwierdziła że powinna zostawić tą
mroczną mieszaninę w nieoświetlonej i zamkniętej łazience aby poleżakowała
niczym wino najlepszego gatunku. Poza tym, miała jeszcze wiele do roboty.
Z włosami miało
nie być problemu. Już w drodze do domu wstąpiła do salonu swojej mamci i
zakosiła ciemną farbę do włosów. Nastąpiły jednak niespodziewane komplikacje.
Mianowicie, Basia nie zdawała sobie wcześniej sprawy z tego, że zrezygnowanie z
jej prawie-naturalnego koloru włosów może być aż tak ciężkie. Jednak mimo
oporów, ze łzami w oczach, nałożyła farbę. Patrząc w lustro widziała obcą
osobę. Być może dlatego że nie zmyła wcześniej makijażu i spływał teraz po jej
dziwnie wykrzywionej twarzy.
Wydawało jej
się, że ten moment wyjęty jest z jakiegoś filmu o sztukach walki klasy D, gdy
wojownik z tą niezwykłą godnością i powagą przywdziewa zbroję przed wielką
bitwą. Wyniosłość tej chwili sprawiła że zaczęła mruczeć pod nosem melodię z
Mulan, wycierając powoli zapłakaną twarz.
Czas na kolejny
krok. Najtrudniejszy do realizacji - cera. Piękna opalenizna, o którą tak
bardzo dbała, regularnie odwiedzając solarium... Nie było jej tak przykro z
powodu poświęcenia tego słonecznego brązu co zmiany koloru włosów. Nie to
stanowiło problem. Basia odłożyła to na sam koniec, ponieważ nieświadomie
obawiała się, że w tym przypadku nie będzie mogła nic zrobić. Stosunkowo łatwo
jest się opalić ale jak to cofnąć? Ma wykąpać się w wybielaczu? To chyba będzie
boleć... Szybko przeanalizowała wszystkie przypadki zblednięcia w szołbiznesie.
Niestety, na myśl przychodził jej jedynie Michael Jackson - ale on jak
powszechnie wiadomo zbladł naturalnie.
Postanowiła że
poszuka pomocy w sieci. Wpisała adres samosi. Miała nadzieję, że znajdzie
jakiegoś doświadczonego metala, który będzie skłonny jej pomóc zostać tró.
Przez dobre dziesięć minut zastanawiała się, jaką kategorię pytania wybrać. Stwierdziła,
że „seks, związki i romanse” dobrze brzmi i pasuje do jej sytuacji.
Krótki opis
swojej sytuacji zakończyła pytaniem o to, jak może zlikwidować opaleniznę i czy
może czuć się już jak tró metal.
Niecierpliwie
czekała na odpowiedz jakiegoś mrocznego weterana, słuchającego ciężkich brzmień
podczas libacji alkoholowych, przerywanych tylko na czas polowania i pichcenia
czarnych kociaków. Była prawie że pewna, że w tak ważnej sprawie, jak jej
własna, na pytanie nie może odpowiedzieć nikt inny jak jakiś metalowy guru,
ciemny geniusz w ciele człowieka, wyróżniającego się spośród tłumu wyjątkowo
mrocznym imidżem.
Czekała. Po
dwóch minutach i siedmiu sekundach, zdeterminowana i wściekła miała zamiar
zrestartować komputer, albo najlepiej kupić nowy, bo ten najwyraźniej nie był w
stanie wyświetlić tak istotnej wiadomości.
Jednakże gdy
miała już otwierać okno aby wyrzucić monitor, pojawiła się wiadomość o
odpowiedzi. Jej oczom ukazały się dwa słowa: TWOJA STARA.
Jej pierwszą
reakcją był szok i osłupienie. Ale po paru sekundach zrozumiała wszystko.
Kto może
posiadać większy zasób wiedzy niż jej mamusia - znana w całym mieście
kosmetyczka i fryzjerka?
Mistrz!
Zapisała login swojego wybawiciela. Cośtam666 - to musiał być prawdziwy metal.
Po chwili była
już w salonie. Rodziców zastała siedzących na kanapie przed telewizorem.
Ojciec, jak to
miał w zwyczaju, wydzierał się na niewinny odbiornik. Stary wojskowy zawsze
wymagał posłuszeństwa. Nawet jeśli mówił do uczestników meczu, puszczanego już
trzeci raz.
Matka siedziała
obok i spokojnie przeglądała jakieś czasopismo, odpowiadając co jakiś czas „tak
jest’’ na zaczepki męża.
Ojciec
wrzeszczał tak głośno, że najprawdopodobniej zagłuszyłby wybuch pobliskiej
elektrowni lub też mógłby niechcący go wywołać, dlatego Basia usiadła przy
matce aby poczekać na odpowiedni moment.
-Mamooo –
zaczęła, gdy zapanowała względna cisza - Jak usunąć opaleniznę? Ty się tak
dobrze znasz na takich sprawach... - miała powiedzieć jeszcze jaka jest piękna
i cudowna oraz jak ją bardzo kocha ale przerwał jej ryk ojca. Matka cierpliwie
odczekała.
-Kijaneczko
moja... Czy ty farbowałaś włosy?
Basia się
zmieszała. Nie była przekonana czy chce o tym teraz mówić swojej matuli.
Dlatego gdy tylko nastąpiła następna fala wrzasków, machnęła ręką i szybko
wymknęła się do pokoju.
Mamusia na
pewno wie co i jak powinna zrobić z tą opalenizną, ale nie ma czasu na
tłumaczenie wszystkiego.
Tylko jedna
osoba mogła jej teraz pomóc. Wysłała prywatną wiadomość do cośtam666. Nie
musiała długo czekać.
„ Moja
wcześniejsza rada nic nie dała? No cóż... Nie powinienem ci tego mówić, ale
widzę że bardzo ci zależy i wydajesz mi się być już mega tró, więc... Jest
jeden sposób. Przez wieki trzymany w tajemnicy przez pradawne plemię gotów...
Sekret którego szczegóły poznali tylko nieliczni... Myślę jednak że tobie mogę
zaufać. Niestety, żebyś przez przypadek nie zmieniła się w śmierdzącego trolla
będziemy musieli poczekać do pełni księżyca... Wydaje mi się jednak, że do tej
pory możesz wmawiać wszystkim że jesteś blada. A jeśli ktoś ośmieli się
zaprzeczyć, udawaj, że jesteś murzynką albo najlepiej zabij go, jak przystało
na prawdziwego metala.’’
Basia była
wzruszona bezinteresowną pomocą nieznajomego. Chciała napisać, że musi być
dobrym człowiekiem, ale nie wiedziała, czy nie odbierze tego jako obelgę.
Wysłała więc tylko numer telefonu i słowo „dziękuję’’, po czym, uspokojona,
zapadła w drzemkę.
***
Lucek wyjął dwa kubki.
Jeden był dość poważnie wyszczerbiony... Mówiąc wprost, nie miał ucha i górnych
krawędzi, ale Lucek stwierdził, że Dariuszowi to nie będzie przeszkadzało. A jeśli
nawet, to chuj w to. Wzruszył ramionami i skierował sie w stronę pokoju.
Prawie godzinę temu jego
kumpel przyszedł z górą klamotów i z miną słodkiego koziołka do jego
mieszkania. Gdy Lucek zobaczył te jego urocze oczęta, od razu chciał go
wypierdolić przez okno. Przeszkodziła mu w tym jednak flaszka czystej, która
znajdowała sie między mieczem świetlnym a stołem bilardowym w kostce Dariusza.
Wpuszczony do mieszkania Dariusz
zaczął lamentować. Bimber cośtam... Dom cośtam... Jebnął... Wybuch... Ogień... Policja...
Stracony 63 lvl... Zwęglony pies sąsiadów... Takie tam pierdoły nie warte
wysłuchania. Lucek wywnioskował, że Dariuszowi wybuchł dom czy coś. Jakby to
miało go zainteresować...
Lucek jeszcze jak był w
kuchni, usłyszał, że ten no-life zajął jego komputer. Świadczyły o tym odgłosy
nakurwiania w klawiaturę i warczenie growlowanie Belziego. Świnka
morska, przytulona do szyby akwarium, spoglądała na Dariusza jakby miała ochotę
wgryźć się w jego pośladek. Lucek wyjął z kultowego-jak-chuj plecaka typu
kostka wódkę i wlał odrobinę do miseczki Belziego. Z tym zwierzakiem rozumiał
się bez słów. Też chciał jak najszybciej wypierdolić stąd Dariusza.
Przelał resztę zawartości
butelki do kubków jeden stawiając na biurku, a drugi trzymając w ręku. Usiadł
na łóżku, sącząc powoli trunek.
- To co ty tak właściwie
tutaj robisz, debilu? – zapytał.
Dariusz nawet na moment nie
oderwał wzroku od ekranu.
- Ile razy mam powtarzać -
dom mi wybuchł...
- Tak, to już wiem. Ja się
pytam, co ty TUTAJ robisz.
- Hmm… No bo widzisz... Mogę
u ciebie zamieszkać dopóki nie znajdę czegoś innego?
- Mało masz mostów w mieście?
- Tak, ale tam nie ma
neta... – z tym Lucek musiał się zgodzić. Brak tego udogodniania był rażący i
na dłuższą metę chyba nikt nie mógłby bez tego przeżyć. No, chyba że Bear Grylls.
Przez dłuższą chwilę obaj milczeli.
- Dobra, a ile ty masz
wzrostu, cwelu?
- Eee… Ale w czym rzecz?
- Skoro masz u mnie mieszkać,
muszę wiedzieć, ile miejsca trzeba dla ciebie wykombinować.
- Aha… 165, ale nie martw
się. Jestem w gościnie, więc mogę znieść pewne niedogodności.
- To zajebiście. Mam wolny
kącik w przedpokoju. Szafka na buty nie jest zbyt duża, ale jeśli zrobisz coś z
tymi kłakami, to może nawet będziesz miał miejsce żeby położyć tam sobie jakąś poduszkę
czy coś.
Dariusz roześmiał się, lecz
po chwili, widząc, że to nie żart, wyraźnie się zaniepokoił.
- Eee… Szafka na buty jest całkiem
spoko, ale ja myślałem raczej o kanapie czy coś...
- Sorry stary, ale kanapę i
fotele zajmują moje glany i kostka.
To był argument nie do
przebicia i Dariusz jako szanujący się metal, chcąc nie chcąc, musiał go
zaakceptować. W sumie szafka na buty nie brzmiała aż tak źle… Zawsze mogło być
gorzej. Mogło, na przykład, paść na lodówkę albo piekarnik. No i bez wątpienia
pocieszająca była świadomość, że jedyne buty Lucjana będą znajdować się w
bezpiecznej odległości.
- A co z obiadem? –
zainteresował się.
- No przecież dostałeś –
Lucek wskazał stojący na biurku kubek. – Ale to mi przypomniało, że miałem
wpaść do rodziny. Ta chata ma tu stać, kiedy wrócę.
Po tych słowach wstał,
dokańczając po drodze swój „obiad” i wyszedł, mając nadzieję, że po powrocie
Dariusza już nie będzie. Niechby nawet wypadł przez okno.
O tej porze roku Zadupie
Dolnośląskie przedstawiało się naprawdę malowniczo, a tego obrazu dopełniał,
tworząc jednocześnie swoisty klimat domu rodzinnego, reaktor jądrowy. Czy można
było wyobrazić sobie piękniejszą oraz przyjaźniejszą okolicę? Z pewnością nie,
a niezbitym dowodem na to były zalegające wszędzie stada żuli, stanowiących tu
niejako element kulturowy. Zadupie Dolnośląskie miało nawet „Dzień Żula”, z
okazji którego mieszkańcy rozmieniali pieniądze na złotówki, aby potem móc
dzielić się nimi z ławkowymi przyjaciółmi. Taka tam była mentalność.
Lucek z pewnym wzruszeniem
kopnął pustą butelkę po jabolu, która wpadła mu pod glana, a po kopnięciu
potoczyła się wprost na zgniły trawnik. Prawdziwa arkadia. W nagłym poczuciu
więzi z Zadupiem Dolnośląskim chwycił inną butelkę i jebnął nią w pobliski
blok. Ktoś z jego mieszkańców najwyraźniej też to poczuł, bo w stronę Lucka
poleciała doniczka z czymś, co trzy wieki temu mogło nawet kwitnąć. Zresztą, to
coś chyba ożyło po uwolnieniu się z ceramicznej pułapki, bo Lucek kątem oka
zarejestrował ruch przypominający pełzanie. Nie przejął się tym zbytnio, bo po
pierwsze był do podobnych sytuacji przyzwyczajony, a po drugie, był zbyt twardy
by czymkolwiek się przejmować.
W takim właśnie odrobinę
melancholijnym nastroju, w końcu trafił do domu.
Heeeeej :D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze dostałaś ode mnie nominację do Versatile Blogger Award :3 Więcej info tu ---> http://hello-my-dear-this-is-your-paradise.blogspot.com/2013/04/versatile-blogger-award.html
A rozdział zaraz przeczytam :D
Przeczytałam i muszę przyznać, że zajebisty, nooooo...
UsuńCo? Koniec?! Ale jak to się stało? :O Dobra, nieważne... Tym rozdziałem upewniłaś mnie w tym, że Lucjan zasługuje na miano mojego mistrza xD Kiedyś zejde przez tego bloga, słowo daję ta drakońska dawka humoru i to niecierpliwe czekanie na to co jeszcze stworzysz mnie wykańcza. Ale co ja narzekam kurde no! Wiadć, że miłość Baśki do Natasza nie jest taka upełnie platoniczna, a powiem więcej - ona bucha żarem tysięcy słońc xD Taaak... Doceniamy poświęcenia panny Kefir i czekamy na dalszy rozwój wypadków. Szafka do butów o ja pierdole xD No czysty geniusz widzę w tym obiedzie, ojcu, pełzającym czymś, glanach na kanapie, sytuacji z komputerem i cośtam666 xD Sama nie wiem jak wgl mam określić moje uczucia co do tego bloga, bo w obecnej chwili bezgraniczne uwielbienie to za mało :3 Na takie chwile uśmiechu czekam cały dzień.
OdpowiedzUsuń~ Draconis
Matko :oo No kocham to, no xD Wiem, że jestem beznadziejnym czytelnikiem D: Veronique dziękuję za komentarz :o Nie spodziewałam się go, szczerze mówiąc <3 Miło :33 A Basia... Matko XDD W ogóle Lucek, no mówiłam, że to mój Bóg, no ;___;
OdpowiedzUsuńJesteście geniuszami (wiem, że o tym wiecie, trudno już xD) i w ogóle zajebiste, kocham Was i nie mogę się doczekać następnego xD
Ten blog to moje życie ;____; (Także streszczać się, bo będziecie mnie mieć na sumieniu ;___;) <3
No i ktoś przyszedł i mi kazał nominować blogi do Cośtamcośtam Award (info na blogu), także czujcie się nominowane xD
Naprawdę szczerze mówiąc kocham tego bloga! Kocham Lucjana i kocham Belziego i w ogóle wszystkich kocham! Ilustracje do postaci macie wspaniałe, piszecie wspaniale, wszystko jest wspaniale! Czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję będzie dłuższy od tego ;)
OdpowiedzUsuńA i jeszcze jedno :D Wasz blog znalazł się u mnie w zakładce "czytam" http://you-could-be-mine-pixie.blogspot.com/p/czytam.html ;D